sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 1

ADRIAN
Obudziło mnie głośne pukanie. Spojrzałem ukradkiem na budzik. Wskazywał 7:50. Eh..kogo przywiało pod moje drzwi o tej porze? Jakimś cudem ledwo zwlokłem się z łóżka. Przecierając zaspaną twarz dotarłem do drzwi, które po chwili stały otworem. 
-Toć ile można tu czekać?! Mógłbyś raz ruszyć tą swoją cudną dupę i szybciej otworzyć.
-Miło Cię widzieć Danielu. Co tutaj robisz? -siliłem się na miły ton obserwując wzburzonego szatyna.
-Co ja tu robię? Ty się mnie jeszcze o to pytasz?! Wysłałeś mi wczoraj tylko sms informując, że dziś nie przyjdziesz na spotkanie. Przecież wiesz jakie znaczenie ma ono dla naszej firmy -przepuściłem go w drzwiach, przeczuwając, że zaraz i tak sam by się wprosił.
-Wiem. Ale wynikły pewne komplikacje i biorę dziś wolne -rzekłem spokojnie biorąc się jak gdyby nigdy nic za przygotowywanie kawy. -Chcesz? -spytałem mimochodem.
-A jak myślisz?!
-Taa..chcesz. Mógłbyś przestać się tak wydzierać? Obudzisz kogoś.
Od razu dostrzegłem jego ukradkowe spojrzenie. Uśmiechnął się pod nosem, oparł twarz na dłoniach i zaczął mi się przyglądać. Ah.. zaraz pewnie znów zacznie się o wszystko wypytywać. Muszę przyznać, że jeśli nie zważałoby się na jego wybuchowość i tą złą stronę - to całkiem dobry z niego facet. Był moim przyjacielem od..hm..praktycznie od jakiś 15 lat. A wspólnikiem od 3. Wiedział o mnie prawie wszystko..prawie. Niektóre rzeczy, wiedziałem o sobie tylko i wyłącznie ja. 
-Więc powiedz..kim jest ten szczęśliwiec? -poruszał brwiami i uśmiechał się zadziornie. Tak, wiedział o mojej orientacji i nie przeszkadzało mu to. Sam miał piękną dziewczynę i choć nie mógł pojąc tego co kręci mnie w mojej własnej płci. Najważniejsze było to, że po prostu mnie zaakceptował.
-Sprostuję od razu, nie spałem z nim. Znalazłem wczoraj tego chłopaka niedaleko lasku. Cały był i jest poraniony. Wiem tylko tyle, że ma na imię Kajetan. - dostrzegłem jego zdziwione spojrzenie. -A co? Miałem go tak zostawić?
-Nie no..
-No właśnie. Słuchaj, dlatego biorę wolny dzień. Chce się nim zająć. A teraz z łaski swojej wyjdź już z mojego mieszkania. Idź do biura i załatw tam wszystko co musisz, ewentualnie dzwoń. -praktycznie wyrzuciłem go, a sam powróciłem do kuchni. Usiadłem na stołku i popijając kawę zanurzyłem się w rozmyślaniach o Kajetanie, który takiego właśnie mnie zastał...

KAJETAN
Z trudem otworzyłem oczy. Wszystko mnie bolało..prawie całe moje ciało było w jakiś sposób uszkodzone. Ten brunet..on mnie znalazł. Gdyby nie on..eh..pewnie byłoby już po mnie. Odrzuciłem miękką pościel i usiadłem na łóżku. Bardzo powoli się podniosłem, czując, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Nie wiedziałem, gdzie mam iść. Poczułem zapach kawy, skierowałem się w jego stronę. Siedział przy jasnym drewnianym stole. Wzrok miał spuszczony na kubek, w którym prawdopodobnie była kawa, której zapach poczułem.
-Emm..przepraszam.. -szepnąłem cicho.
Podniósł na mnie swój wzrok i uśmiechnął się serdecznie, ale zaraz spoważniał.
-Hej mały. Chodź usiądź tutaj. -wskazał ręką na krzesło.
-Czy jest gdzieś tutaj łazienka..ja..ja chciałbym się umyć, jeśli mogę -spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
-Oczywiście, drugie drzwi po lewej. -poszedłem przed jasny korytarz i otworzyłem wskazane drzwi. Ujrzałem jasną łazienkę z ciemnymi akcentami. Ściany zdobiły kremowe płytki, które idealnie kontrastowały z ciemną wanną. Nie było tutaj okna, ale prysznic wynagradzał tą niedogodność. Był po prostu ogromny! Kabina cała składała się z przeszklonych płyt, w środku był duży i w miarę głęboki brodzik, który z łatwością można by traktować jako drugą wannę.
-W szafce pod zlewem są ręczniki, a tutaj masz czyste rzeczy -rzekł Adrian zostawiając mnie samego.
Czym prędzej rozebrałem się spoglądając z obrzydzeniem na swoje ubranie. Całe było w zaschniętej krwi, pocie i brudzie. Wszedłem pod prysznic, by po chwili poczuć na swoim ciele przyjemne ciepło spowodowane przez spływającą po nim wodę. Namydliłem się używając pierwszego z brzegu żelu. Pewnie należy do Adriana..hm..będę pachnieć jak mój wybawca. Spłukałem się, wyszedłem i otuliłem ręcznikiem. Nie chciałem patrzeć na swoje ciało, bo i tak domyślałem się jak dramatycznie wygląda..ale skoro chodziłem to chyba nie było, aż tak źle. Po chwili wytarłem się do sucha i przebrałem w zostawione mi rzeczy. Miałem na sobie bokserki, co prawda trochę luźne, ale da się przeżyć. Czarny t-shirt i takowego koloru spodnie. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do kuchni. Tam zastałem bruneta odwróconego tyłem, który pichcił coś smacznego. Zaburczało mi w brzuchu uświadamiając to jaki jestem głodny. Adrian szybko się odwrócił.
-Oo, już się przebrałeś, to dobrze. Zjedz jajecznicę, a potem trzeba będzie Cię dokładnie opatrzyć. -spoglądał na mnie z taką troską..nie nie..nie mogę tak o nim myśleć, on mnie tylko uratował. Zabrałem się za pałaszowanie podanego mi śniadania. Po chwili talerz stał pusty, a ja czułem się cięższy o co najmniej kilka kilogramów.
-Dziękuję.
-Och, nie ma za co. A teraz chodź.- poprowadził mnie do salonu, skinieniem ręki dając znak, że mam usiąść na sofie. Sam natomiast wyciągnął apteczkę i spojrzał na mnie uważnie. -Od czego zaczynamy?
-Ja..ja nie wiem. 
-Zdejmij koszulkę, pokażesz brzuch i plecy. 
Brunet starannie opatrzył każdą moją ranę. Wszystko robił z ogromną delikatnością, chodź widziałem w jego oczach smutek, gdy widział moje ciało. Zajął się przecięciami na plecach, ranami na brzuchu, śladami po papierosach na rękach, a także siniakami, które posmarował specjalną maścią. Nic nie mówił. Po prostu mnie leczył. Gdy skończył objął mnie wzrokiem.
-Dziękuję Ci Adrianie..-spojrzałem lekko speszony.
-Nie ma za co. Połóż się i może jeszcze trochę prześpij, a ja tymczasem trochę tu ogarnę.
-Ale ja powinienem iść. Nie mogę siedzieć u Ciebie. -zdenerwowany zacząłem podnosić się z sofy, ale on delikatnie odepchnął mnie do tyłu.
-Nie pozwolę Ci w takim stanie gdzieś iść. Po pierwsze jesteś na to za słaby. Po drugie widzę, że wszystko Cię boli i, że cierpisz. A po trzecie..masz Ty w ogóle gdzie mieszkać?
Zastanowiłem się na jego słowami. Chciałem tu zostać, ale wiedziałem, że to nie będzie dobre. 
-Nie..nie mam już gdzie mieszkać -odpowiedziałem z lekkim bólem w głosie.
-Masz tutaj tabletkę i idź się połóż. Uważaj tylko na opatrunki. I nie chcę słyszeć żadnego głosu sprzeciwu. 
Nie mając innego wyjścia zrobiłem co kazał. Choć po części bardzo mnie to cieszyło. Mogłem się wyspać. Położyłem się na łóżku ściągając uprzednio spodnie. Już po chwili odpłynąłem w objęciach Morfeusza.


I tak oto jest pierwszy rozdział. Możliwe, iż trochę krótki, a nawet nudnawy. Ale no cóż..jest to dopiero początek fascynującej historii, której dalszy ciąg już niedługo się tutaj pojawi. Dziękuję wszystkim, którzy weszli bądź też wejdą na tego bloga. I proszę was o komentarze. Są one pozytywną energią i dużą zachętą dla każdego piszącego. Życzę miłego czytania. 

środa, 22 kwietnia 2015

Prolog - coś innego

Hm.. jest to prolog nowego opowiadania. Po przeczytaniu komentarzy do tego poprzedniego i po przeanalizowaniu go no cóż..stwierdziłam, że jest on taki pusty. Dałam więc upust mojej wyobraźni i stworzyłam coś nowego, biorąc pod uwagę wskazówki od niektórych komentatorów. Liczę na to, że tym razem bardziej przypadnie on wam do gustu. Mam nadzieję, że zostawicie komentarze z ewentualnymi uwagami i..zapraszam do czytania :)

Odchyliłem się na fotelu zamykając oczy. Pozwoliłem, aby dźwięki muzyki przeniknęły do mojego umysłu. Większość słysząc choćby kawałek jednej z moim ulubionych piosenek od razu by ją wyłączyła. Zapewne owa większość stwierdziłaby także, że taka muzyka nie może relaksować. Ale ja właśnie przy jej dźwiękach czułem się rozluźniony. Metalcore, posthardcore.. to dawało mi ukojenie. Szedł za tym także mój styl ubierania się. W mojej szafie gościły głównie czarne i szare rzeczy. To w nich czułem się dobrze. Dawały mi pewną ochronę przed zewnętrznym światem. Pozwalały mi nie ukazywać w pełni mojego wnętrza. Ale to właśnie o ubrania zawsze wykłócał się mój ojczym. Nie ojciec, on od dawna nie żył. Matka jakieś trzy lata temu sprowadziła sobie do domu tego fagasa. "Będzie nam dobrze. On się o nas zatroszczy"-tak mówiła. Taa..jasne. Od samego początku miał jakieś spostrzeżenia co do mojej osoby. Źle się ubieram. Źle jem. Źle myślę. Źle patrzę. Źle chodzę. I za to dostawałem jak on to nazywał 'własnoręczne leczenie'. Nie raz dochodziło do rękoczynów..a właściwe dochodzi. Spojrzałem na ślady przypalania po papierosach na prawym przedramieniu. Na siniak na drugiej ręce. Heh. Nawet nie umiem się mu przeciwstawić. Nie potrafię. 
Zerknąłem na zegarek wiszący na szarej ścianie i czym prędzej zerwałem się i wybiegłem na korytarz. Byłem już spóźniony na lekcję. Czyli nic nowego. Praktycznie nic sobie z tego nie robiłem, gorzej z tym, że on zaraz pewnie znowu się mnie uczepi.  
-Gdzie się szwędasz gówniarzu?! 
Wolałem nie odpowiadać i po prostu szybko się wymknąć.
-Ohoho. Nic z tego szmaciarzu.- nie zdążyłem się obejrzeć, a już poczułem ból na policzku. Lekko zamroczony starałem się złapać za klamkę od drzwi, ale ponownie uderzył. Tym razem w tył głowy. Wtedy nie czułem już nic..była tylko ciemność. 
Otworzyłem powoli oczy starając się podnieść. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w jakiejś ciemnej uliczce, pewnie gdzieś na obrzeżach miasta. Ręce i nogi miałem jak z waty, a moje ciało wprost promieniowało bólem. Chciałem oprzeć się o stojący obok karton, ale źle się do tego zabrałem. Upadłem i znów ogarnęła mnie ciemność. 
Kolejny raz przebudziłem się czując pod sobą coś miękkiego. Otworzyłem oczy, miałem zamiar się podnieść, ale jakaś silna ręka delikatnie odepchnęła mnie do tyłu. 
-Dobrze, że się obudziłeś, ale musisz leżeć. Potrzebujesz odpoczynku.- rozejrzałem się zdezorientowany i dostrzegłem wysokiego bruneta stojącego przy łóżku. Tak, byłem w czyimś łóżku. 
-Ale gdzie ja jestem? Kim jesteś? Co ja tu robię? Dlaczego jestem w  jakimś łóżku? -spanikowałem lekko bojąc się, że trafiłem na jakiegoś zboczeńca. Ale..czy ktoś taki kładłby mnie do łóżka? 
-Spokojnie, spokojnie. Najpierw powiedz mi jak się nazywasz, a potem wszystko Ci wytłumaczę.
-Mam na imię Kajetan. Ale co ja tu robię?
-Powoli. Ja jestem Adrian i aktualnie jesteś u mnie w mieszkaniu. Znalazłem  Cię w uliczce przy lasku niedaleko.
- Ale ja..dlaczego..o niee..- wtedy do mnie dotarło. Mój ojczym mnie tam porzucił. Czyli, że nie mam już po co wracać do domu..praktycznie rzecz biorąc już nie mam domu. Będę musiał gdzieś zamieszkać, ale gdzie? Co ja teraz zrobię?- byłem tak pochłonięty myśleniem, że nie zwracałem uwagi na bruneta.
-Ej mały..co jest?
-Nic ja..głowa mnie strasznie boli.
-Weź to i spróbuj zasnąć.- podał mi jakąś tabletkę i szklankę wody. -Wyjaśnimy sobie wszystko jak się obudzisz. -Kajetan zasnął prawie od razu.
No trudno pomyślał brunet. Później mu wszystko wyjaśnię, a tymczasem oddzwonię do Daniela. Coś czuję, że nie będzie zadowolony z takiego obrotu 
spraw. 

Prolog

Tak jak napisałam w notce początkowej - dodaję prolog opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba. Miło byłoby, aby Ci, którzy go przeczytają zostawili jakiś konstruktywny komentarz. Może z opinią, bądź też z sugestiami ? Pozdrawiam, zapraszam do czytania, a już niedługo, a może nawet dziś pojawi się pierwszy rozdział. A więc...

Obudziłem się czując na sobie jakiś ciężar. To Brutus, mój pies. Zrzuciłem go z siebie i resztką sił po tym jakże trudnym przedsięwzięciu wygramoliłem się z łóżka i przeszedłem do kuchni, gdzie jak najszybciej zaparzyłem kawę. Powoli dochodziłem do siebie popijając gorący napój. Brutus zaskomlał. -No tak, poranny spacerek. Wciągnąłem na siebie dresy i założyłem bluzę, łapiąc po drodze smycz, którą przypiąłem do obroży wielkoluda. Gdy tak teraz pomyślę o tym dniu..no cóż. Gdyby nie Brutus nigdy nie byłoby tego co jest teraz. Wyszedłem z nim wtedy przed blok, jak zazwyczaj pies wolał inną drogę. Pociągnął mnie w lasek rozciągający się praktycznie tuż za zabudowaniami. Szliśmy kawałek spokojnie, jeśli można nazwać tak człowieka ciągniętego przez swoje zwierzę. Wielkolud nagle musiał coś wyczuć, bo pognał w prawo do zagajnika sosen. -Brutus! Nie mając większego wyboru pobiegłem za nim. Na początku niczego nie dostrzegłem, ale po chwili ujrzałem coś pod drzewem. Podszedłem bliżej, to nie było coś...to był chłopak. Skatowany chłopak. Czym prędzej rzuciłem się w jego kierunku. Wyczułem puls. Poczułem ulgę. Ale po chwili zastąpił ją strach o tego biedaka. Wziąłem go na ręce i jak najszybciej mogłem, zaniosłem jego prawie wiotkie ciało do mojego mieszkania. Przebudził się. Był przerażony. -Cii mały, spokojnie. Już nic Ci nie grozi. Musiał się trochę uspokoić, bo momentalnie zasnął. Usiadłem i pogrążyłem się w rozmyślaniach co teraz zrobić.

~.~.~.~.~

Tak strasznie się bałem. Uciekałem przed nimi już czwarty raz w tym tygodniu. Ale tym razem mnie dopadli. Zagonili w ślepy zaułek i zaczęli się naśmiewać. -Woho..no proszę. Nasz pedałek. - Ile gości już zaliczyłeś w tym tygodniu męska dziwko?! Bałem się. Już nie raz pobili mnie do nieprzytomności. A to wszystko przez moją orientację. Oparłem się o ścianę i poczułem pierwszy cios w brzuch. Potem drugi, trzeci..przestałem je liczyć i zacząłem się modlić, abym to przeżył. Katowali mnie kilka godzin. Nie szczędzili przypalania, wiązania, przecinania i innych tortur. Potem gdzieś mnie przewieźli, ale już nie kontaktowałem. Przebudziłem się czując pod sobą coś miękkiego, łóżko? Ale skąd? Zobaczyłem nad sobą zmartwionego bruneta o zielonych oczach. Pomyślałem, że wyglądają jak dwa pięknego kamienie na dnie krystalicznego jeziora. A potem była już tylko ciemność...odpłynąłem.

Notka wstępna

Ohayo!
Zacznę od takiej notki wstępnej wyjaśniającej co, gdzie, o czym i kiedy. 
Praktycznie od zawsze czytam. Począwszy od kryminałów, przez romanse, lekką fantastykę do thrillerów. Od dłuższego czasu myślałam o napisu czegoś własnoręcznie. Yaoi, czyli miłość męsko-męska zafascynowała mnie już jakiś czas temu. Pomysły na opowiadania rodziły się w mojej głowie zawsze wtedy, kiedy akurat nie miałam czasu na to, aby je spisać. Aktualnie od wczoraj mam wolne przez jeszcze 2 dni, więc pomyślałam czemu nie? I zaczęłam. Napisałam na razie prolog, ale dalsza część już ubrana w słowa czeka, abym wyrzuciła ją ze swojego umysłu. 
Opowiadanie to historia biednego, maltretowanego przez społeczeństwo, dziewiętnastoletniego Mila, na którego natrafia dwudziestopięcioletni Alan. Od razu dostrzega on to coś w młodszym chłopaku. Jeśli chcecie poznać ich losy, a może nawet losy ich miłości - zapraszam do przeczytania prologu, a następnie do dalszej lektury kolejnych rozdziałów, które na pewno już niedługo się tutaj ukażą.
Nie chcę pisać tutaj co ile pojawiać się będzie nowa notka. Wiem, iż niektórzy tak robią, a potem i tak nie wywiązują się z terminów. Dlatego, od razu na wstępie zaznaczam, że notki pojawiać się będą wtedy, kiedy dopisze mi wena. Mam oczywiście nadzieję, iż będzie to dość często. Jeśli macie jakiekolwiek pytania czy też sugestię - zostawcie komentarz, bo jak chyba sami wiecie, potrafi on bardzo zmotywować i nakłonić do działania. Drugą opcją kontaktu ze mną jest napisanie na moją skrzynkę: prostemarzenia@gmail.com 
Jeśli w ogóle będzie jakiekolwiek zainteresowanie moim opowiadaniem, z wielką chęcią będę przesyłać ciekawym, informacje o wstawieniu nowej notki. Taka możliwość istnieje na e-mail, bądź też na GG.
Miłego dnia wszystkim i zaczynam!