Hm.. jest to prolog nowego opowiadania. Po przeczytaniu komentarzy do tego poprzedniego i po przeanalizowaniu go no cóż..stwierdziłam, że jest on taki pusty. Dałam więc upust mojej wyobraźni i stworzyłam coś nowego, biorąc pod uwagę wskazówki od niektórych komentatorów. Liczę na to, że tym razem bardziej przypadnie on wam do gustu. Mam nadzieję, że zostawicie komentarze z ewentualnymi uwagami i..zapraszam do czytania :)
Odchyliłem się na fotelu zamykając oczy. Pozwoliłem, aby dźwięki
muzyki przeniknęły do mojego umysłu. Większość słysząc choćby kawałek
jednej z moim ulubionych piosenek od razu by ją wyłączyła. Zapewne owa
większość stwierdziłaby także, że taka muzyka nie może relaksować. Ale
ja właśnie przy jej dźwiękach czułem się rozluźniony. Metalcore,
posthardcore.. to dawało mi ukojenie. Szedł za tym także mój styl
ubierania się. W mojej szafie gościły głównie czarne i szare rzeczy. To w
nich czułem się dobrze. Dawały mi pewną ochronę przed zewnętrznym
światem. Pozwalały mi nie ukazywać w pełni mojego wnętrza. Ale to właśnie o ubrania
zawsze wykłócał się mój ojczym. Nie ojciec, on od dawna nie żył. Matka
jakieś trzy lata temu sprowadziła sobie do domu tego fagasa. "Będzie nam
dobrze. On się o nas zatroszczy"-tak mówiła. Taa..jasne. Od samego
początku miał jakieś spostrzeżenia co do mojej osoby. Źle się ubieram. Źle jem. Źle myślę.
Źle patrzę. Źle chodzę. I za to dostawałem jak on to nazywał
'własnoręczne leczenie'. Nie raz dochodziło do rękoczynów..a właściwe
dochodzi. Spojrzałem na ślady przypalania po papierosach na prawym
przedramieniu. Na siniak na drugiej ręce. Heh. Nawet nie umiem się mu
przeciwstawić. Nie potrafię.
Zerknąłem na zegarek wiszący na szarej ścianie i czym prędzej
zerwałem się i wybiegłem na korytarz. Byłem już spóźniony na lekcję.
Czyli nic nowego. Praktycznie nic sobie z tego nie robiłem, gorzej z
tym, że on zaraz pewnie znowu się mnie uczepi.
-Gdzie się szwędasz gówniarzu?!
Wolałem nie odpowiadać i po prostu szybko się wymknąć.
-Ohoho. Nic z tego szmaciarzu.- nie zdążyłem się obejrzeć, a już
poczułem ból na policzku. Lekko zamroczony starałem się złapać za klamkę
od drzwi, ale ponownie uderzył. Tym razem w tył głowy. Wtedy nie czułem
już nic..była tylko ciemność.
Otworzyłem powoli oczy starając się podnieść. Rozejrzałem się
dookoła. Byłem w jakiejś ciemnej uliczce, pewnie gdzieś na obrzeżach
miasta. Ręce i nogi miałem jak z waty, a moje ciało wprost promieniowało
bólem. Chciałem oprzeć się o stojący obok karton, ale źle się do tego
zabrałem. Upadłem i znów ogarnęła mnie ciemność.
Kolejny raz przebudziłem się czując pod sobą coś miękkiego.
Otworzyłem oczy, miałem zamiar się podnieść, ale jakaś silna ręka
delikatnie odepchnęła mnie do tyłu.
-Dobrze, że się obudziłeś, ale musisz leżeć. Potrzebujesz
odpoczynku.- rozejrzałem się zdezorientowany i dostrzegłem wysokiego
bruneta stojącego przy łóżku. Tak, byłem w czyimś łóżku.
-Ale gdzie ja jestem? Kim jesteś? Co ja tu robię? Dlaczego jestem w
jakimś łóżku? -spanikowałem lekko bojąc się, że trafiłem na jakiegoś
zboczeńca. Ale..czy ktoś taki kładłby mnie do łóżka?
-Spokojnie, spokojnie. Najpierw powiedz mi jak się nazywasz, a potem wszystko Ci wytłumaczę.
-Mam na imię Kajetan. Ale co ja tu robię?
-Powoli. Ja jestem Adrian i aktualnie jesteś u mnie w mieszkaniu.
Znalazłem Cię w uliczce przy lasku niedaleko.
- Ale ja..dlaczego..o niee..- wtedy do mnie dotarło. Mój ojczym mnie tam porzucił. Czyli, że nie mam już po co wracać do domu..praktycznie rzecz biorąc już nie mam domu. Będę musiał gdzieś zamieszkać, ale gdzie? Co ja teraz zrobię?- byłem tak pochłonięty myśleniem, że nie zwracałem uwagi na bruneta.
-Ej mały..co jest?
-Nic ja..głowa mnie strasznie boli.
-Weź to i spróbuj zasnąć.- podał mi jakąś tabletkę i szklankę wody. -Wyjaśnimy sobie wszystko jak się obudzisz. -Kajetan zasnął prawie od razu.
No trudno pomyślał brunet. Później mu wszystko wyjaśnię, a tymczasem
oddzwonię do Daniela. Coś czuję, że nie będzie zadowolony z takiego
obrotu
spraw.